sobota, 29 listopada 2014

Trening skokowy

IMIĘ KONIA: Manhattan
JEŹDZIEC: Ruska
RODZAJ TRENINGU: skoki
MIEJSCE: kryta hala
DATA: 29. 11. 2014r.
WYSTĄPILI: Valentine, Aiden, Chris

Manhattan szalał na padoku i nie bardzo chciał być złapany. Stałam przy płocie z uwiązem w ręku i obserwowałam go z miną pt „już wszystko mi jedno”, kiedy pojawiła się Val.
- Znowu nie daje się ściągnąć do stajni? - zapytała, chichocząc.
- Mhm... Chciałam trochę z nim poskakać, ale chyba nic z tego. Nie masz czasem marchewki przy sobie?
Sprawdziła kieszenie.
- Mam cukierki!
Mając w dłoni kilka cuksów przeskoczyłam ogrodzenie i zbliżyłam się do konia. Zatrzymał się i czujnie nastawił uszy, spoglądając na mnie z zaciekawieniem.
- No chodź małpiatko, chodź...
Nie ruszył się z miejsca, gdy podałam mu smakołyki i szybko zapięłam uwiąz. Poklepałam go zadowolona z efektów i już bez komplikacji udaliśmy się do stajni.
Przywiązałam go na korytarzu i poszłam po sprzęt. W międzyczasie doszła do nas i Valentine, która pomogła mi ogarnąć ogiera przed jazdą. Miał zaklejkę na zaklejce. Utrzymać go w stanie czystości dłużej niż dwie godziny to prawdziwy wyczyn...
Sprawnie poradziłyśmy sobie z sierścią, a później równie szybko założyłyśmy sprzęt. Man trochę niechętnie pozwolił sobie wsadzić wędzidło, ale mu przeszło. Miał na sobie czerwony czaprak i ochraniacze w tym samym kolorze.
- Idziemy?
Przeszliśmy na krytą halę, bo na dworze powoli robiło się szaro i chociaż na placu mamy reflektory, to i tak wolałam światło wewnątrz budynku.
Nikogo nie było. Wsiadłam i spokojnie ruszyłam stępem, przygotowując się na popisy ogiera. Wjechaliśmy na pierwszy ślad, nieco przyspieszyliśmy i tak pokonaliśmy jedno pełne okrążenie. Na środku stało trochę przeszkód.
- Zawołasz kogoś? Bo sama, chudzino nie dasz rady z nimi... - powiedziałam do Val, a ona zmierzyła stojaki groźnym spojrzeniem, ale ostatecznie zgodziła się ze mną i poszła po stajennych.
Tymczasem Hatt zaczął już swoje numery i raz po raz szarpał, próbując wyrwać mi z rąk wodze. Ale miałam rękawiczki, nie osiągnął celu.
Trzymałam go w ryzach i byłam cierpliwa. Przez ostatnie dni bardzo skupiałam się na nawiązaniu więzi i nie raz brałam go na spacer w ręku czy siedziałam z nim na pastwisku.
Ogier nie nawykł do szybkiej kapitulacji i dzielnie ze mną walczył. Chciałam go przekonać, że to bez sensu i lepiej ze mną współpracować. Zaczęliśmy wykonywać masę ćwiczeń. Na początek zrobiliśmy wielką woltę na pół hali, a zaraz po tym przeszliśmy do mniejszych woltek w każdym narożniku. W międzyczasie robiliśmy także przekątne, gdzie albo oddawałam mu wodze, albo zbierałam i dodawałam łydek. Chyba zaczął kumać, że to czas na pracę i jakoś tam powolutku dawał mi znać, że nie ma na myśli nic złego. Jest po prostu trochę niecierpliwy i nie lubi chodzić w kółko.
Robiliśmy slalom między przeszkodami, gdy na halę weszli Val, Aiden i Chris. Chłopaki od razu zabrali się do ustawiania pod rozkazami Valentine.
Tymczasem ja i Man zaczęliśmy ćwiczyć zwroty. Ogier na początku podchodził do tego bardzo niechętnie i musiałam włożyć dużo pracy w to, by w ogóle zechciał się trochę przesunąć, ale za czwartym razem zwrot na przodzie wyszedł całkiem ładnie.
Dalej były zatrzymania. Z tym akurat nie miał żadnego problemu, a z relacji świadków wynika, że nawet nogi ustawił bardzo dobrze.
Porobiliśmy jeszcze parę ćwiczeń żeby dobrze się rozstępować, a potem zakłusowaliśmy z drobnym oporem. Hatt nie miał ochoty na bieg, ale zdołałam go przekonać. Mocno go pilnowała i bez przerwy stukałam łydkami by nie zasnął. I znowu: wolty, serpentyny, zmiany kierunku...
Na kołach radził sobie średnio, bo ciągle był zbyt usztywniony i gotowy na bunt, ale na prostych i przekątnych bardzo fajnie się wyciągał. Poświęciłam więcej czasu pracy na kołach i z uporem mianiaka starałam się go rozluźnić. Ciągle zmienialiśmy kierunki i tak dalej...
W końcu nastąpił ten moment, gdy prawie całkiem mi odpuścił! Ładnie się zebrał i zaczął pracować zadem, poruszając się znacznie bardziej sprężyście. Przejścia też były niczego sobie.
Skierowałam się na drążki, które ustawili nam usłużni panowie. Koń nieco opuścił głowę i wysoko podnosił nogi, podczas gdy ja pilnowała by się nie zatrzymał i by szedł prosto. Wyklepałam go i zmieniłam kierunek. Najechaliśmy od drugiej strony z podobnym efektem.
- No dobra, to jakieś hopki dawaj – zachęciła nas Val, wskazując na stacjonatkę, która nie mogła mieć więcej niż 80 centymetrów.
- Z kłusa?...
- No, a czemu nie...
Wzruszyłam ramionami, czemu nie.
Zrobiliśmy ładny, długi najazd i pilnując konia, by nie przyspieszył, a jednocześnie wysyłając delikatne impulsy skierowaliśmy się na pojedynczą przeszkodę. Man był bardzo zadowolony i choć rwał się do galopu, zdołał się opanować. Pochwaliłam go i wjechałam na ścianę gdzie w pierwszym lepszym narożniku ruszyłam galopem.
- Łoooł... - krzyknęłam, gdy wypruł do przodu jak rakieta.
Szybko wyhamowałam go do kłusa i wykonałam woltę. Później karne okrążenie w owym chodzie i kolejna próba zagalopowania. Wyszło jakoś dziwnie i na pewno nie płynnie, ale chociaż tempo było dobre, więc już pozwoliłam na kontynuowanie biegu. Po skoku zrobił się zbyt podekscytowany by porobić z nim coś konkretniejszego, ale niech mu będzie...
Zrobiliśmy po trzy okrążenia na każdą stronę, zmieniając kierunek poprzez przekątną z lotną zmianą nogi. Wyszło bardzo poprawnie, za co konik został pochwalony.
Potem chwilka pracy na dużym kole i kilka dodatkowych lotnych dla utrwalenia. Wydawał się być gotowy, więc zwolniłam do kłusa i dokładnie obejrzałam sobie parkur. Przeszkody były niskie, żadna nie przekraczała 90 cm.
Ustaliliśmy kolejność:
  1. Stacjonata (ta co wcześniej)
  2. okser
  3. łagodny zakręt i szereg – 2 stcjonaty
  4. krzyżak
  5. doublebarre
  6. ostry zakręt i krótki najazd na murek
  7. okser

Koń posłusznie ruszył galopem i bardzo spokojnie najechał na pierwszą przeszkodę. Wiedział już co zrobić, by ją pokonać, więc zaprezentował się od najlepszej strony . Val pochwaliła jego technikę, a Aiden stwierdził, że „ej, jak on fajnie skacze...”.
Okser był pomalowany na oślepiające barwy, ale nikomu to nie przeszkadzało. Mann skupił się i mocno odbił się od ziemi w odpowiednim momencie. W czasie skoku wyciągnął głowę i podkulił kopyta. Byłam z niego baaardzo zadowolona. Nawet się słuchał!
Wjechaliśmy na łuk i najechaliśmy na pierwszą stacjonatę z szeregu. To były przeszkody na skok – wyskok.
Koń był pewny siebie i nie zwątpił ani na chwilkę. Pokonał kombinację piorunem i nawet nie potrzebował dodatkowej zachęty.
Krzyżak nie stanowił dla niego żadnego problemu, ale kontrolnie docisnęłam łydki i rozszerzyłam wodze. Mann nie zawiódł mnie i tym razem.
Kolejna przeszkoda poszła nam bez trudu i koń przeskoczył ją w ładnym stylu. Mieliśmy mało czasu i miejsca by dobrze najechać na murek. Wyjechaliśmy zakręt jak tylko się dało, ale koń i tak prawie pogubił nogi i prawie rozwalił przeszkodę, wykonując bardzo pokraczny skok. Bezpiecznie wylądowaliśmy i po szybkim otrząśnięciu się już mknęliśmy w kierunku oksera.
- Dobry!!!
Val nie potrafiła siedzieć cicho, widząc jak Hatt przelatuje ponad belkami. Pochwaliłam go i po kilkunastu sekundach zwolniłam do kłusa.
- Jak się skacze to słucha świetnie, a tak to świruje i ma mnie gdzieś... - skomentowałam.
- Oj tam, cicho bądź. Jest świetny.
- Ej, kierowniczko, podwyższamy o ile? - zapytał Aiden.
- O 10 centymetrów.
Zabrali się do pracy i już po kilku minutach wszystko było gotowe. Ustaliśmy jedynie inną kolejność, by Man się nie zanudził.
  1. Krzyżak
  2. okser
  3. doublebarre
  4. szereg (skok-wyskok) – 3 stacjonaty
  5. murek
  6. okser
Krzyżak, tak jak poprzednio, nie stanowił dla nas najmniejszego problemu. Inaczej było z okserem, przed którym koń porządnie się zawahał, a po interwencji łydkowej, skoczył jakby w zwolnionym tempie, pukając kopytami w drag.
Kolejna przeszkoda pokonana została w ekspresowym tempie, nie zdążyłam nic zrobić, a już było po skoku. Złapaliśmy ze sobą kontakt i w całkiem fajnym zgraniu pognaliśmy nad szereg, trochę przed nim zwalniając, by pokonać go dokładnie. Ściskałam jego boki łydkami i pilnowała go jak tylko mogłam. Przyniosło efekty, bo skakał jak w zegareczku.
Przed murkiem znowu coś poszło nie tak, ale i tak lepiej niż poprzednio. Ma jakiś niezrozumiały lęk przed tego typu przeszkodami...
I zamykający parkur okserek okazał się być bardzo miły w obsłudze. Hatt poradził sobie z nim w trzy sekundy i mogłam już wyklepać rumaka.
- Spisałeś się!
- A no pewnie, był świetny.

Rozkłusowałam go, a potem rozstępowałam. Za chwilkę miałam być w domu, więc resztę czynności przeprowadziłam z Val w trybie ekspresowym. Konik dostał od nas po marchewce. Wydawał się być zadowolony i z jazdy i z życia, więc ze spokojnym sumieniem wyszłam ze stajni. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz