IMIĘ KONIA: Carmague
JEŹDZIEC: Kyle
RODZAJ TRENINGU: skoki
MIEJSCE: kryta hala
DATA: 8 grudnia 2014r.
WYSTĄPILI: Ruska, Megan, Vienne, Chris, Harry
Siedziałam z Vienne i Megan na tarasie
przy hali, obserwując jak Anita radzi sobie z Silezianą. Klaczka
była już zmęczona, więc trening dobiegał końca. Wykonały
ostatni ciąg w kłusie, a potem zwolniły do stępa, a amazonka
oddała Sil wodze.
- Zostajemy? - zapytała Meg.
- Nie no, chyba ktoś zaraz będzie
jeździł. Możemy jeszcze popatrzeć, póki mamy wolniejszy
dzień... - odparłam i cicho westchnęłam. - Kupiłam konia.
- Tak, wiem. - Rudowłosa
uśmiechnęła się, hamując śmiech. - Ale wybaczam, bo śliczny.
- Mhm, Ray ma inne zdanie na ten
temat.
- Chłopem się przejmujesz.
Pomarudzi, pomarudzi i przestanie. - Wytknęła język i klasnęła
w dłonie, gdy na halę weszła siwa Carmague prowadzona przez
Kyle'a. - Ona też jest nowa – powiedziała odkrywczo.
- Z Summer Berry. Raz na nią
spojrzałam i już przepadłam...
- A no ślicznotka z niej. Wysoko
skacze?
- I to jak. - Uśmiechnęłam się.
Chłopak podciągnął popręg i
sprawnie wsiadł na konia. Poprawił strzemiona i ruszył żwawym
stępem, ignorując to, że Carmi średnio co 30 sekund rżała w
kierunku Sileziany, która wciąż dreptała po treningu.
Para wykonała jedno okrążenie w
zupełnym rozluźnieniu, a potem jeździec zebrał wodze i nakłonił
konia do szybszego tempa. W programie ćwiczeń pojawiły się także
wolty i przekątne, które Carmi wykonywała z entuzjazmem. Ten
konik jest uroczą masą energii i optymizmu. Nawet najzwyklejszą
serpentynę wykonywała z pełnym zaangażowaniem i poświęceniem.
Kyle pilnował by nie zwalniała, ale
nie wyglądała jakby zamierzała to zrobić. To samo tyczyło się
giętkości. Klacz ślicznie wyginała się na kołach i pół
kołach i nie usztywniała się ani na chwilę. Świetnie reagowała
na sygnały i widocznie chciała współpracować. Bez przerwy
szukała kontaktu i uważała na bodźce.
Mniej więcej w tym samym momencie gdy
budynek opuściła Nita z Silką, do środka weszli Harry i Chris.
Panowie od razu skierowali się do schowka, gdzie trzymamy
przeszkody.
Cam przyglądała im się z
zaciekawieniem na chwilę tracąc rytm. Jednak Kyle szybko odzyskał
jej uwagę i mógł poprawić wężyk. Uznał, że klacz jest
już wystarczająco rozstępowana, bo ruszył kłusem po pierwszym
śladzie. Siwa przyjęła zmianę chodu z właściwym dla siebie
entuzjazmem. Chętnie przyspieszyła, a jej chód był całkiem
ładny. Co prawda nie tak sprężysty jaki mógłby być, ale
nie wymagam od niej niczego więcej w tym temacie. Była grzeczna i
starała się, a to najważniejsze.
Zaczęli od dużej ósemki
na całą halę, uważając na stajennych, noszących stojaki.
Później pojawiły się wolty o sporych średnicach, które
zmniejszały się z każdym okrążeniem. Mogłyśmy podziwiać także
całkiem udane serpentyny, gdzie klaczka musiała się wykazać
elastycznością, której jej zresztą nie brakowało. Co
jakieś dwie, trzy minuty zmieniali kierunek. Ćwiczyli też
zatrzymania z kłusa, ale bez szczególnych rezultatów.
Harry przygotował im
cavaletti na siedem drągów zawieszonych na mniej więcej 20
cm. Wysokości. Klaczka z początku nie czuła się zbyt pewnie
przejeżdżając w pobliżu, a kiedy Kyle nakłonił ją na wjechanie
w to, zawahała się, ale mocno dociśnięte łydki i szeroko
rozstawione wodze pomogły na tyle, by koń pokracznie pokonał
przeszkody. Spróbowali jeszcze raz z drugiego najazdu, ale
wyszło im lepiej. Klaczka pojęła co ma robić i wysoko podnosząc
nogi przejechała przez cavaletti po raz trzeci.
Krótko po tym
zagalopowali. Carmi na początku miała jakieś opory, albo
rozpuszczony przez konia Kyle zbyt słabo dołożył łydki. Szybko
jednak nastąpiło ładne przejście w galop. Siwa ustaliła sobie
tempo i trzymała się go, wykonując ćwiczenia. Te same co w
przypadku poprzednich chodów plus lotna zmiana nogi. Cam miała
to już opanowane do perfekcji, no ale trzeba sobie przypomnieć.
- Pojeździłabym na niej
– stwierdziła Meg w zamyśleniu.
- Ja też – odparłam,
opierając się o balustradę. - Ale niedawno przyjechała, nie chcę
jej forsować, a nasza Kylunia zna się na rzeczy.
- A ten drugi skoczek? Na
„Pe”...
- Powerless? Lou wczoraj
na nim jeździła, ale nie gadałam z nią i nie wiem jeszcze jak
poszło...
- Cicho, skacze! - Vienne
przerwała nam ploteczki.
Carmague pewnym krokiem
najeżdżała na ponad metrowego doublebarre'a, Kyle dołożył
jeszcze łydkę, ale klacz praktycznie nie potrzebowała impulsów.
Mocno odbiła się od ziemi i przefrunęła nad drągami, wyciągając
głowę i ślicznie składając nóżki. Zapas miała olbrzymi,
ale stwierdziłam, że to tylko tak z radości. Później
będzie się hamować i oszczędzać siły.
Miałam rację bo po długim
najeździe na oksera zapas był już mniejszy. Technicznie równie
dobrze, ale było w jej zachowaniu coś, co sugerowało, że nie jest
zadowolona. Nasza ambitna siwka wolałaby skakać przez dużo wyższe
przeszkody, ale wszystko w swoim czasie...
Cieszyłam się z tego, że
słuchała sygnałów, które wysyłał jej Kyle. Była
czujna i cały czas współpracowała. Potrafiła robić
wszystko naraz i być przy tym maksymalnie skoncentrowaną.
Przeskoczyli jeszcze dwie
stacjonaty i mur, po czym zwolnili do kłusa. W tym czasie panowie
stajenni zajęli się minimalną zmianą ustawienia stojaków i
podniesieniem wysokości belek.
Całość prezentowała się
tak:
- stacjonata
- okser
- szereg (trzy stacjonaty)
- doublebarre
- mur
- okser
Przeszkody na oko miały
jakieś 135 cm. Z tego co wiem, rekord Carmi jak na razie to 145, ale
jestem pewna, że w przyszłości ten wynik znacznie się polepszy.
Kyle zagalopował i po
okrągłym zakręcie nakierował konia na pierwszą stacjonatę.
Klacz rozpędziła się i odbiła się od ziemi z impetem by płynnie
przelecieć na drugą stronę i miękko wylądować.
- No nieźle –
szepnęłam, a Megan pokiwała głową, przyglądając się im z
uśmiechem.
Klaczka błyskawicznie
pokonała dystans dzielący ją od oksera i przeleciała nad nim
równi szybko. Zachowała przy tym wszystkie te techniczne
elementy, które są wymagane przy skokach przez takie
wysokości. Kyle też był zadowolony po poklepał ją w drodze do
szeregu. Musiał ją trochę przyhamować, więc mocniej usiadł w
siodło i nieco się odchylił, by w chwili wybicie wykonać półsiad.
Tuż przed tym docisnął łydki i przygotował się do oddania
wodzy, by klaczka mogła ładnie wyciągnąć szyję.
Między stacjonatami było
miejsce na zrobienie dwóch fouli i Cam ani razu się nie
pomyliła. Pokonała to na czystko i bez błędnie. Z wielkim
optymizmem obserwowałam ich dalsze poczynania.
Doublebarre poszedł równie
dobrze, wydaje mi się, że Carmi najbardziej lubi szeregi i właśnie
doublabarre'y, bo podchodzi do niej jakoś tak... weselej...
Przed murem nastąpiło
delikatne zawahanie, ale z opowieści Boksie wiedziałam już, że
Cam zwyczajnie nie potrafi wyłamać. Skoczyła pokracznie i
kompletnie brzydko, ale skoczyła i wykazała się determinacją.
Cały czas była skupiona i pewna siebie oraz jeźdźca.
Ostatnią przeszkodę para
pokonała już dużo lepiej. Uspokoili się po murze i dali radę
zrobić to poprawnie.
Kyle wyklepał konia po szyi
i pozwolił Carmen pogalopować przez chwilę na luzie. Szybko
skrócił wodze i wykręcił, gdy okazało się, że klacz
pędzi na najbliższą przeszkodę...
Chciałyśmy zrobić owacje
na stojąco, ale trochę bałyśmy się, że koń się wystraszy i
ostatecznie ograniczyłyśmy się do uśmiechów i bezgłośnym
klaskaniu, gdy jeździec zwrócił oczęta ku górze.
Konik został rozkłusowany
i rozstępowany, podczas gdy panowie zebrali przeszkody. Z tego co
słyszałam, trenować miał teraz jakiś ujeżdżeniowy cud, więc
trzeba mu było zapewnić miejsce.
Carmi korzystała ze stępa
swobodnego pełną gębą wyciągając głowę do samej ziemi. Po
dziesięciu minutach Kyle ją zatrzymał, jeszcze raz poklepał i
zsiadł. Podciągnął strzemiona, poluźnił popręg i odprowadził
klaczkę na zasłużony odpoczynek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz