sobota, 6 grudnia 2014

Trening skokowy

IMIĘ KONIA: Carmague
JEŹDZIEC: Kyle
RODZAJ TRENINGU: skoki
MIEJSCE: kryta hala
DATA: 8 grudnia 2014r.
WYSTĄPILI: Ruska, Megan, Vienne, Chris, Harry


Siedziałam z Vienne i Megan na tarasie przy hali, obserwując jak Anita radzi sobie z Silezianą. Klaczka była już zmęczona, więc trening dobiegał końca. Wykonały ostatni ciąg w kłusie, a potem zwolniły do stępa, a amazonka oddała Sil wodze.
- Zostajemy? - zapytała Meg.
- Nie no, chyba ktoś zaraz będzie jeździł. Możemy jeszcze popatrzeć, póki mamy wolniejszy dzień... - odparłam i cicho westchnęłam. - Kupiłam konia.
- Tak, wiem. - Rudowłosa uśmiechnęła się, hamując śmiech. - Ale wybaczam, bo śliczny.
- Mhm, Ray ma inne zdanie na ten temat.
- Chłopem się przejmujesz. Pomarudzi, pomarudzi i przestanie. - Wytknęła język i klasnęła w dłonie, gdy na halę weszła siwa Carmague prowadzona przez Kyle'a. - Ona też jest nowa – powiedziała odkrywczo.
- Z Summer Berry. Raz na nią spojrzałam i już przepadłam...
- A no ślicznotka z niej. Wysoko skacze?
- I to jak. - Uśmiechnęłam się.
Chłopak podciągnął popręg i sprawnie wsiadł na konia. Poprawił strzemiona i ruszył żwawym stępem, ignorując to, że Carmi średnio co 30 sekund rżała w kierunku Sileziany, która wciąż dreptała po treningu.
Para wykonała jedno okrążenie w zupełnym rozluźnieniu, a potem jeździec zebrał wodze i nakłonił konia do szybszego tempa. W programie ćwiczeń pojawiły się także wolty i przekątne, które Carmi wykonywała z entuzjazmem. Ten konik jest uroczą masą energii i optymizmu. Nawet najzwyklejszą serpentynę wykonywała z pełnym zaangażowaniem i poświęceniem.
Kyle pilnował by nie zwalniała, ale nie wyglądała jakby zamierzała to zrobić. To samo tyczyło się giętkości. Klacz ślicznie wyginała się na kołach i pół kołach i nie usztywniała się ani na chwilę. Świetnie reagowała na sygnały i widocznie chciała współpracować. Bez przerwy szukała kontaktu i uważała na bodźce.
Mniej więcej w tym samym momencie gdy budynek opuściła Nita z Silką, do środka weszli Harry i Chris. Panowie od razu skierowali się do schowka, gdzie trzymamy przeszkody.
Cam przyglądała im się z zaciekawieniem na chwilę tracąc rytm. Jednak Kyle szybko odzyskał jej uwagę i mógł poprawić wężyk. Uznał, że klacz jest już wystarczająco rozstępowana, bo ruszył kłusem po pierwszym śladzie. Siwa przyjęła zmianę chodu z właściwym dla siebie entuzjazmem. Chętnie przyspieszyła, a jej chód był całkiem ładny. Co prawda nie tak sprężysty jaki mógłby być, ale nie wymagam od niej niczego więcej w tym temacie. Była grzeczna i starała się, a to najważniejsze.
Zaczęli od dużej ósemki na całą halę, uważając na stajennych, noszących stojaki. Później pojawiły się wolty o sporych średnicach, które zmniejszały się z każdym okrążeniem. Mogłyśmy podziwiać także całkiem udane serpentyny, gdzie klaczka musiała się wykazać elastycznością, której jej zresztą nie brakowało. Co jakieś dwie, trzy minuty zmieniali kierunek. Ćwiczyli też zatrzymania z kłusa, ale bez szczególnych rezultatów.
Harry przygotował im cavaletti na siedem drągów zawieszonych na mniej więcej 20 cm. Wysokości. Klaczka z początku nie czuła się zbyt pewnie przejeżdżając w pobliżu, a kiedy Kyle nakłonił ją na wjechanie w to, zawahała się, ale mocno dociśnięte łydki i szeroko rozstawione wodze pomogły na tyle, by koń pokracznie pokonał przeszkody. Spróbowali jeszcze raz z drugiego najazdu, ale wyszło im lepiej. Klaczka pojęła co ma robić i wysoko podnosząc nogi przejechała przez cavaletti po raz trzeci.
Krótko po tym zagalopowali. Carmi na początku miała jakieś opory, albo rozpuszczony przez konia Kyle zbyt słabo dołożył łydki. Szybko jednak nastąpiło ładne przejście w galop. Siwa ustaliła sobie tempo i trzymała się go, wykonując ćwiczenia. Te same co w przypadku poprzednich chodów plus lotna zmiana nogi. Cam miała to już opanowane do perfekcji, no ale trzeba sobie przypomnieć.
- Pojeździłabym na niej – stwierdziła Meg w zamyśleniu.
- Ja też – odparłam, opierając się o balustradę. - Ale niedawno przyjechała, nie chcę jej forsować, a nasza Kylunia zna się na rzeczy.
- A ten drugi skoczek? Na „Pe”...
- Powerless? Lou wczoraj na nim jeździła, ale nie gadałam z nią i nie wiem jeszcze jak poszło...
- Cicho, skacze! - Vienne przerwała nam ploteczki.
Carmague pewnym krokiem najeżdżała na ponad metrowego doublebarre'a, Kyle dołożył jeszcze łydkę, ale klacz praktycznie nie potrzebowała impulsów. Mocno odbiła się od ziemi i przefrunęła nad drągami, wyciągając głowę i ślicznie składając nóżki. Zapas miała olbrzymi, ale stwierdziłam, że to tylko tak z radości. Później będzie się hamować i oszczędzać siły.
Miałam rację bo po długim najeździe na oksera zapas był już mniejszy. Technicznie równie dobrze, ale było w jej zachowaniu coś, co sugerowało, że nie jest zadowolona. Nasza ambitna siwka wolałaby skakać przez dużo wyższe przeszkody, ale wszystko w swoim czasie...
Cieszyłam się z tego, że słuchała sygnałów, które wysyłał jej Kyle. Była czujna i cały czas współpracowała. Potrafiła robić wszystko naraz i być przy tym maksymalnie skoncentrowaną.
Przeskoczyli jeszcze dwie stacjonaty i mur, po czym zwolnili do kłusa. W tym czasie panowie stajenni zajęli się minimalną zmianą ustawienia stojaków i podniesieniem wysokości belek.
Całość prezentowała się tak:
  1. stacjonata
  2. okser
  3. szereg (trzy stacjonaty)
  4. doublebarre
  5. mur
  6. okser
Przeszkody na oko miały jakieś 135 cm. Z tego co wiem, rekord Carmi jak na razie to 145, ale jestem pewna, że w przyszłości ten wynik znacznie się polepszy.
Kyle zagalopował i po okrągłym zakręcie nakierował konia na pierwszą stacjonatę. Klacz rozpędziła się i odbiła się od ziemi z impetem by płynnie przelecieć na drugą stronę i miękko wylądować.
 - No nieźle – szepnęłam, a Megan pokiwała głową, przyglądając się im z uśmiechem.
Klaczka błyskawicznie pokonała dystans dzielący ją od oksera i przeleciała nad nim równi szybko. Zachowała przy tym wszystkie te techniczne elementy, które są wymagane przy skokach przez takie wysokości. Kyle też był zadowolony po poklepał ją w drodze do szeregu. Musiał ją trochę przyhamować, więc mocniej usiadł w siodło i nieco się odchylił, by w chwili wybicie wykonać półsiad. Tuż przed tym docisnął łydki i przygotował się do oddania wodzy, by klaczka mogła ładnie wyciągnąć szyję.
Między stacjonatami było miejsce na zrobienie dwóch fouli i Cam ani razu się nie pomyliła. Pokonała to na czystko i bez błędnie. Z wielkim optymizmem obserwowałam ich dalsze poczynania.
Doublebarre poszedł równie dobrze, wydaje mi się, że Carmi najbardziej lubi szeregi i właśnie doublabarre'y, bo podchodzi do niej jakoś tak... weselej...
Przed murem nastąpiło delikatne zawahanie, ale z opowieści Boksie wiedziałam już, że Cam zwyczajnie nie potrafi wyłamać. Skoczyła pokracznie i kompletnie brzydko, ale skoczyła i wykazała się determinacją. Cały czas była skupiona i pewna siebie oraz jeźdźca.
Ostatnią przeszkodę para pokonała już dużo lepiej. Uspokoili się po murze i dali radę zrobić to poprawnie.
Kyle wyklepał konia po szyi i pozwolił Carmen pogalopować przez chwilę na luzie. Szybko skrócił wodze i wykręcił, gdy okazało się, że klacz pędzi na najbliższą przeszkodę...
Chciałyśmy zrobić owacje na stojąco, ale trochę bałyśmy się, że koń się wystraszy i ostatecznie ograniczyłyśmy się do uśmiechów i bezgłośnym klaskaniu, gdy jeździec zwrócił oczęta ku górze.
Konik został rozkłusowany i rozstępowany, podczas gdy panowie zebrali przeszkody. Z tego co słyszałam, trenować miał teraz jakiś ujeżdżeniowy cud, więc trzeba mu było zapewnić miejsce.

Carmi korzystała ze stępa swobodnego pełną gębą wyciągając głowę do samej ziemi. Po dziesięciu minutach Kyle ją zatrzymał, jeszcze raz poklepał i zsiadł. Podciągnął strzemiona, poluźnił popręg i odprowadził klaczkę na zasłużony odpoczynek.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz